Tytuł: Hope?
Typ: Scenariusz, One Shot
Bohaterowie: J-Hope
Długość: 1621 słów
A/N: Tym razem prezentuje wam scenariusz, choć to opowiadanie nie jest nim w 100%.. to raczej opowiadanie damsko-męskie gdzie główna bohaterka ma twoje imię, reszta jest ściśle narzucona przeze mnie.
Dziękuje wszystkim za komentarze! <3 Gdy tylko je czytam mam ochotę pisać więcej i więcej :)
Teraz zajmę się w całości zamówieniami bo chcę by wyszły jak najlepiej^^ Wyczekujcie ich!
Miłego czytania.
Wzięłam głęboki oddech hamując chęć rozpłakania się. W tym momencie nie chciałam by górę na de mną wzięły moje złe emocje. Nie byłam tylko pewna czy przypadkiem już tego nie zrobiły. Do mojego nosa doszedł ten ohydny zapach szpitali, który jeszcze niegdyś lubiłam. Nic dziwnego, w tej chwili nawet słońce za oknem mnie drażniło. W mojej głowie wypełnionej myślami znajdowały się głównie pytania typu: Dlaczego akurat on? Dlaczego nie ja? Co on takiego złego zrobił? Nic. Nic nie zrobił! Do cholery, on nic złego nie zrobił! To najwspanialszy chłopak na świecie.. Miał zacząć karierę w zespole po trzech ciężkich latach treningu.. A teraz, co? Leży w łóżku na jednej z sali przyjęć, czekając aż się obudzi. Łza spłynęła mi po policzku skapując na podłogę.
- Hoseok - Złapałam za jego dłoń - błagam, wyjdź z tego cało.
Dzień wcześniej 17:35
- Hej /twoje imię\! Idziemy?? - Usłyszałam męski, lecz miły dla ucha głos. Wiedziałam, do kogo należy, słyszałam go codziennie wiele razy, czasem aż za wiele, ciągle gada jak najęty nie pozwalając dojść mi do słowa.
- Poczekaj jeszcze tylko schowam książki - czyniąc to, co powiedziałam i zamykając szkolną szafkę pobiegłam do mojego przyjaciela. Był dobrze zbudowany: wysoki, chudy, do tego ładny i naprawdę utalentowany. Nic dziwnego, że za niedługo będzie prawdziwym idolem.
- Nie masz dziś treningu? Przecież za niedługo debiutujecie, Jung błagam, tylko mnie nie okłamuj. - przeszyłam go moim spojrzeniem
- Noo.. mamy – zaczął się jąkać- ale zdążę cię przecież odprowadzić do domu - dokończył już stanowczo.
- Do mojego domu jest bardzo daleko, przecież sam dobrze wiesz, nie zdążysz dość na próbę. Spokojnie, poradzę sobie sama, przecież nie mam 5 lat - wyprostowałam się mówiąc te słowa. Chciałam pokazać mu, jaka to odważna jestem. On tylko zaśmiał się ze mnie i pogłaskał po głowie.
- Okey, jak chcesz. Tylko uważaj na siebie - pożegnał się ze mną i poszedł w kierunku wyjścia ze szkoły. Zadziwiająco łatwo poszło przekonywanie go żeby jednak ze mną nie szedł, ale to dobrze, w końcu ma ważniejsze rzeczy do zrobienia. Z tą myślą wyszłam ze szkoły. Gdy przeszłam przez próg drzwi od razu przyspieszyłam kroku. Na zewnątrz robiło się już ciemno, a co za tym idzie zimno.
W połowie drogi do domu zaczęłam mieć wrażenie, że ktoś za mną idzie. Być może to przez to, że nade mną zapanowała już noc, a sceneria wokół mnie wyglądała jak z jakiegoś niskobudżetowego horroru. Idąc dalej, starałam się nie zwracać uwagi na to, co mnie otacza, chciałam jak najszybciej dojść do mojego cieplutkiego domu. Niestety nie poszło po mojej myśli.. w tym momencie przed moimi oczami pojawił się ciemny samochód z przyciemnionymi szybami, z którego wyskoczyło dwóch ludzi w kominiarkach. Zaczęli biegnąć w moją stronę. Chciałam uciekać, ale moje ciało ani drgnęło. Zawsze zastanawiałam się, o co chodzi w tych momentach filmów, kiedy to osoby zastygały w miejscu zamiast uciekać. Teraz już doskonale rozumiem. Dwójka ludzi zmierzała właśnie w moim kierunku, a ja stałam jak ostatnia sierota. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tępię, miałam wrażenie jakbym stała już tak od godziny. Gdy dotarli do mnie, jeden złapał mnie za ręce, a drugi pchał mnie naciskając na moje plecy. Pamiętam tylko jak starałam się obronić, ale nie mogłam mieć żadnych szans z dwójka silnych mężczyzn.
- /Twoje imię\!!!! - usłyszałam jeszcze swoje imię, gdy drzwi od pojazdu się zamykały, furgonetka odjechała a ja razem z nią.
Wstałam, wyszłam z pokoju w którym się znajdowałam i podeszłam do automatu z kawą. Wybrałam jeden przypadkowy guzik i wrzuciłam pieniądze, które znalazłam w swojej kieszeni. Czekałam aż automat wyda hasło, które oznaczać będzie, że przygotował mój napój. Ale to chyba to, co człowiek robi przez całe życie. Czeka. Nie wie nigdy nic o swojej przyszłości, może okazać się dobra i słodka, albo pełna goryczy. Tak jak Jego przyszłość. Jak kawa. Ale trzeba być w tym cierpliwym. Gdy weźmiesz kawę zbyt wcześnie w kubku napotkasz sam wrzątek.
Wróciłam i zajęłam to samo miejsce co dotychczas, kawę natomiast położyłam na stoliku by trochę wystygła.
Obudziłam się w zimny miejscu, prawdopodobnie był to jakiś opuszczony magazyn. Zdałam sobie sprawę, że zostałam czymś uśpiona, bo mój zegarek wskazywał już 22:14. Byłam przywiązana jedną ręką do metalowego drążka przy ścianie, próbowałam się wiercić, jednak to nic nie dało. Sprawdziłam czy mam w kieszeni moją komórkę - ehh.. oczywiście, że nie.
- Tego szukasz? - Odezwał się gruby męski głos, należał do jednego z mężczyzn, którzy mnie porwali. Nie odpowiedziałam.
- Trzymaj, tu i tak na nic ci się nie przyda, jesteśmy na takim pustkowiu, że nie dasz rady zadzwonić - mówiąc to rzucił w moją stronę urządzenie, które należało do mnie, a sam odszedł. Uderzając o podłogę włączył się i ukazał tapetę. Tapetę, na której ja i Jung ściskaliśmy się pozując przed aparatem. Pamiętam doskonale chwile, w której robiliśmy to zdjęcie, były wakacje, jeździliśmy razem na rolkach jednak ja się wywróciłam i zdarłam kolano. On zaopiekował się mną - pomógł wstać i doprowadził bezpiecznie do domu. Moja mama przebiegła z moją komórką nalegając by "cyknąć sobie fotkę". Jego oczy były takie piękne i radosne, zawsze powodowały na mojej twarzy uśmiech. Nawet teraz, w tej beznadziejnej sytuacji podniosłam lekko kąciki swoich ust. Czy to możliwe, że zaraz umrę? Że już nigdy nie zobaczę nikogo z mojej rodziny, moich bliskich? Nawet nie mogłam się pożegnać.. nie mogłam nic zrobić. Nic z wyjątkiem czekania.
On nadal leżał, ruszał tylko lekko klatką piersiową na znak, że oddycha. Wzięłam swój napój do ręki i upiłam z niego łyka. O dziwo kawa jednak nie była kawą - w kubku znajdowało się słodkie kakao. Ehh, życie zawsze nas zaskakiwało i nadal będzie zaskakiwać.
Ku mojemu zdziwieniu potrafiłam zachować zimną krew. Być może wiedziałam, że nic innego nie mogę zrobić jak siedzieć na tej lodowatej ziemi, a może po prostu środki nasenne jeszcze na mnie działały. Byłam sama w dość dużym pomieszczeniu przypominając sobie każdą ważną chwilę mojego życia. Tak jak się domyślałam nie było ich zbyt wiele, wciągu całego mojego życia nie udało mi się nic osiągnąć. Żadne z moich marzeń się nie spełniły wiec przestałam marzyć, nie robiłam nic więcej jak chodzenie do szkoły i odpoczywanie od niej. Moje życie było wygodne jednak teraz czułam brak, pustkę, że do niczego nie dążyłam.. Gdyby dano mi jeszcze jedną szansę, chciałabym przeżyć swoje życie lepiej, o wiele lepiej.
- Idziemy - odezwał się ten sam męski głos, co przed chwilą. Jak na wznak otrząsnęłam się z chwili mojego spokoju. Teraz czułam jak moje serce szybko i nierównomiernie bije, jakby chciało się wyrwać z klatki piersiowej. Całe moje ciało w ciągu jednej sekundy zmieniło się jakby właśnie przechodziło przez ciężka zabójcza chorobę. Miałam dreszcze i przy okazji pociłam się, do tego mdłości i chęć stracenia przytomności. Facet podszedł do mnie i uwolnił z więzów. Pociągnął do góry i trzymając moje ręce z tyłu prowadził w stronę wyjścia. W tym momencie straciłam już nadzieje na cokolwiek. Gdy wyszliśmy z budynku usłyszałam głośny dźwięk za moimi plecami, a silny uścisk, który trzymał moje nadgarstki poluzował się na chwilkę, po czym bandyta spadł na ziemię. Odwracając się dostrzegłam jak z jego głowy cieknie krew i to w dość szybkim tempie, nie rozumiałam zbytnio co się tu właściwie dzieje dopóki nie zauważyłam kogoś w ciemnościach. Stał z jakąś metalową rurą z niedowierzaniem wpatrywał się ciało osoby, którą przed chwilą uderzył. Dostrzegłam w nim swojego przyjaciela.
- Hoseok!! - Pobiegłam i przytuliłam go - co ty tu robisz?!
- Nie czas teraz na tłumaczenia, musimy uciekać - Złapał mnie za rękę i zaczęliśmy biec ciesząc się, że już po wszystkim.
Pijąc swoje kakao pożałowałam po raz kolejny w swoim życiu, że jestem taką wielką niezdarą. Oblałam się swoim napojem.. chociaż może to za mało powiedziane: Wylałam na swoją bluzę pół kubka, na szczęście już niegorącej, czekolady.
- Cholera - szepnęłam pod nosem
Niestety nie poszło tak jak chcieliśmy. Jeden ze wspólników dostrzegł nas uciekających, więc wyciągnął pistolet i wystrzelił w nasza stronę kilka kul. Większość w nas nie trafiła, ale jedna.. jeden głupi nabój trafił w plecy mojego bohatera, który uratował mnie jeszcze minutę temu. Gdzie tu sprawiedliwość?? Nie ma żadnej sprawiedliwości na tym świecie, wszystko rządzi się własnymi prawami. Spojrzałam na niego, leżał na brzuchu, kucnęłam przy nim starając się zatamować lecąca krew. Nie miałam pojęcia co robić i prawdopodobnie nic bym nie zrobiła gdyby nie dźwięk policyjnych radiowozów. Jeden podjechał i zabrał nas do środka odjeżdżając od razu do szpitala, w tym samym czasie z drugiego wybiegli policjanci i rzucili się w stronę porywaczy.
- Masz ogromne szczęście, że twój przyjaciel zadzwonił do nas.. - zaczął policjant - przyjechalibyśmy pewnie szybciej gdyby GPS nie stracił zasięgu i nie błądzilibyśmy tyle.
- Co ci się stało? - Spytał leżący na łóżku mężczyzna. Wstałam i przetarłam oczy z niedowierzaniem. Nie byłam pewna czy to moja wyobraźnia płata figle, czy może to faktycznie głos Hoseoka. Gdy dostrzegłam jak siada i uśmiecha się w moją stronę od razu go wyściskałam a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Po za tym ze zostałam porwana i prawie zabita to nic ciekawego.. Ah, chyba, że chodzi ci o bluzę, w takim razie mogę ci powiedzieć, że miałam dość bliski kontakt z kakao - uśmiechnęłam się. Byłam taka szczęśliwa, że się obudził i wyglądał jakby wszystko było z nim dobrze. Na sale weszła pielęgniarka i powiedziała, że lekarz zaraz przyjdzie i weźmie go na prześwietlenia. Moją ostatnią myślą, która nie dawała mi spokoju to fakt, jakim cudem dotarł do tego opuszczonego magazynu.
- Jak ty.. – Zaczęłam, ale on chyba wiedział o czym myślałam.
- Przepraszam, ale nie posłuchałem cię i poszedłem za tobą zamiast na próbę. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła - Złapałam go za rękę.
- Ty zawsze jesteś moją nadzieją. Nadzieją, na którą zawsze mogę liczyć.